Lady Elaine z córką i pozostałymi towarzyszami podróży zgubiła się na trakcie z Korundii, stolicy Ravenii do Przełęczy Mgieł leżącej w sercu Skagelandu. Albert wysforował się naprzód, żeby rozpoznać okolicę i wypatrzył w oddali dachy miasteczka. Skierowali się w tamtą stronę.
Tymczasem w owym miasteczku, w niewielkiej Zielarni, Tove energicznie rozgniatała zioła w moździerzu. Jej matka, Minerva, siedziała w fotelu przy kominku, czytając książkę.
– Mamo, napar wydaje mi się zbyt słaby. Jak myślisz, dodać więcej goździków?
Minerva oderwała wzrok od książki.
– Na pewno nie zaszkodzi. Tylko nie za dużo, bo będzie cierpki.
Powoli zmierzchało i Tove nie spodziewała się już żadnych klientów. Zaskoczyło ją więc, gdy drzwi się otworzyły i do Zielarni weszła wysoka blondynka. Tym większe było jej zdziwienie, gdy tuż za nią pojawiła się dama w niebieskiej sukni, prowadząca dziewczynkę, na oko dwunastoletnią, która ledwie trzymała się na nogach.
Dama rozejrzała się po wnętrzu. Wszędzie wisiały zioła. Ich zapach był bardzo mocny, ale przyjemny. W kominku płonął wesoło ogień. Przyjrzała się kobiecie za ladą i odetchnęła z ulgą. Właśnie kogoś takiego potrzebowała.
– Witaj, Zielarko – powiedziała z szacunkiem Lady Elaine. – Skierowano nas tutaj. Moja córka jest chora. Czy możesz nam pomóc?



Tove przyjrzała się uważnie przybyłym. Wyraźnie było widać po nich ogromne zmęczenie. Były zziębnięte, suknie były mocno zakurzone. Czyżby podróżowały z daleka? O tej porze roku?
Jej spojrzenie zatrzymało się na dziewczynce. Niezdrowy rumieniec i zaszklone oczy od razu zdradzały, że z pewnością ma wysoką gorączkę.
– Witajcie. Oczywiście, że wam pomogę. Pokaż się ptaszyno, co się dzieje?
Szybko zbadała dziewczynkę i odwróciła się do Minervy.
– Wygląda na to, że to tylko przeziębienie. Dosyć ciężkie, ale poradzimy sobie z tym bez problemu. Akurat mamy gotowy odpowiedni napar. Mamo, nalejesz jej porcję do kubka?
Tove posadziła dziewczynkę w fotelu koło kominka i podała jej kubek z naparem. Gdy mała wypiła kilka łyków, zwróciła się do damy.
– Jestem Tove. A to moja matka, Minerva. Zdaje się, że przyjechałyście z daleka?
– Tak – zaczęła zapytana i umilkła. Widać było, że się zawahała przed dalszą odpowiedzią. – Jestem Lady Elaine. To moja córka Mona i przyboczna, Linette. Jedziemy z… Korundii.
Tove miała wrażenie, że kobieta nie chciała zdradzić tego, skąd przybyły, jednak w ostatniej chwili zdecydowała się na szczerość.
– Aż z Korundii? – zaskoczyła ją. – Nic dziwnego, że jesteście tak zdrożone. Co was tutaj sprowadza?
– Właściwie, to nie wiemy, gdzie jesteśmy. Mieliśmy jechać Południowym Traktem, ale burza zerwała most. Pojechaliśmy więc w zupełnie przeciwnym kierunku. Moi towarzysze niestety nie znają tych stron. Co to za miasteczko?
– Salvia. – Tove zauważyła, że Lady Elaine nic to nie powiedziało. – W Skagelandzie.
– Daleko stąd do Przełęczy Mgieł?
– Nie. Dwa dni drogi. Ale teraz nie przejedziecie. Przez ostatnie dwa tygodnie ulewy z pewnością rozmyły trakt.
Lady Elaine westchnęła ciężko.
– Tak myślałam…
W czasie, gdy kobiety rozmawiały, dziewczynka wypiła cały napar. Ciepło i zioła sprawiły, że poczuła się o wiele lepiej.
– Czy to oswojona sowa? – zapytała nieśmiało, widząc, że Minerva pozwoliła usiąść ptakowi na ramieniu.
– Tak, to płomykówka. Ma na imię Bree i jest bardzo mądrą sówką.
Wtem drzwi znów się otworzyły. Rudowłosa dziewczyna zawołała wesoło na powitanie.
– No jestem! Przyniosłam to, o co prosiłaś mam…
Urwała w pół słowa i zaskoczona spojrzała na dwie kobiety i dziewczynkę. Zawiesiła wzrok na każdej z nich przed ułamek sekundy. Szybko się jednak otrząsnęła, przywitała i zdjęła szal.


Lady Elaine przeszedł dreszcz na widok tych szarych, burzowych oczu wpatrujących się w nią z niesamowitą intensywnością.
– Przyniosłaś wrzos i szałwię, kochanie? – zapytała Minerva.
– Tak, babciu – potwierdziła rudowłosa.
– To moja córka, Aurora – przedstawiła ją Tove, po czym zwróciła się do Lady Elaine. – Zostaniecie w miasteczku?
– Chyba nie mamy innego wyjścia… Czy jest tu jakaś gospoda?
– Tak, oczywiście. Aurora pokaże wam za chwilę drogę. Przygotuję napar dla małej. Niech wypije jeszcze jedną porcję przed spaniem, a drugą rano. Później dobrze by było, żebyście mnie odwiedziły. Wolałabym zobaczyć, jak się ma moja pacjentka – uśmiechnęła się ciepło.
Aurora, wykorzystując moment, że nikt na nią nie patrzył, przyglądała się trójce podróżnych. Miała bardzo silne, choć nieokreślone przeczucie…
Podeszła do Tove i szepnęła jej cichutko na ucho:
– Mamo. Myślę… Czuję, że powinnyśmy zaprosić je na Święto Przesilenia.
Tove dobrze wiedziała, że jej córka ma niesamowitą intuicję. Jej przeczucia nigdy się nie myliły, nauczyła się im ufać. Skinęła głową.
Napełniła pękatą buteleczkę naparem i odwróciła się do pozostałych.
– Lady Elaine. Jutro jest Dzień Przesilenia. Skoro zostaniecie w Salvii, zróbcie nam tą przyjemność i przyjdźcie do nas na świąteczny obiad.
– Doskonały pomysł! – zawołała Minerva. – Poślę Bree do Margaret. Poproszę ją, aby przywiozła trochę swoich ziółek dla małej. Postawimy ją na nogi w trymiga!
Oszołomiona Lady Elaine wzięła od Tove butelkę z lekarstwem. Przez chwilę milczała, po czym cicho odpowiedziała:
– Dziękuję, Zielarko. Przyjdziemy.
Po więcej koniecznie zajrzyjcie tu: https://kameliadolls.blogspot.com/2024/12/wiedzmi-swiat-salvia-witch-world-salvia.html Znajdziecie tam super fotostory ilustrującą dzisiejszą opowieść, której skrót – dla zachowania ciągłości fabuły, zamieszam w Wiedźmowym Świecie, za zgodą Autorki oraz przy jej udziale 😉
Discover more from Wiedźmi Świat
Subscribe to get the latest posts sent to your email.