Zarówno Tove, jak i Margaret współczuły jej całym sercem. Równocześnie bardzo niepokoiły się zasłyszanymi wieściami. Do tej pory żadne zamieszki nie dotarły do Skagelardu, a tym bardziej do niewielkiego miasteczka Salvia. Podejrzewały, że to ze względu na to, że w Skagelardzie znaczna część mieszkańców leśnego królestwa miała choć niewielkie zdolności magiczne i zdecydowanie trudniej byłoby podburzyć tutejszą ludność przeciwko nim. Magia była tu czymś tak naturalnym, że nikomu nie przyszłoby do głowy uznać ją za coś złego. W dodatku nieprzebyte puszcze utrudniały dostęp do większości wiosek i miasteczek. Sama Ellinor, królowa Skagelandu, choć nie przejawiała zdolności magicznych, była wnuczką jednej z najpotężniejszych wiedźm, legendarnej Magnhildy.
Jak na razie jednak, jedyne co mogły zrobić, to zapewnić Elaine i jej córce spokój, pomóc Monie odzyskać nadwątlone podczas ciężkiej ucieczki z Korundii zdrowie i czekać na wiosnę.
Margaret przyjechała do Salvii wczesnym popołudniem. Zastała Tove i Elaine w Zielarni. Zielarka ucierała w moździerzu aromatyczne zioła, Lady Elaine delektowała się mieszanką ziół, które zaparzyła dla mniej gospodyni.
– Dostałam wiadomość od Seleny, przysłała mi kruka – powiedziała Margaret. – Śniegi zaczynają topnieć. Pisze, że za tydzień Przełęcz powinna znów być przejezdna.
– Już za tydzień? – Lady Elaine spojrzała zaskoczona.
– Jeśli nie spadnie śnieg ani deszcz, to tak – potwierdziła rozbawiona Margaret. – Myślałam, że ci się już u nas dłuży. A tu proszę, chyba wolałabyś zostać jeszcze trochę.
Lady Elaine zaśmiała się szczerze.
– To prawda. Czas mija tu… inaczej. Dzięki wam – spojrzała z wdzięcznością na towarzyszki. – Ale musimy wyruszyć najszybciej jak się da. Percival… Musimy.
– Wiemy – skinęła głową Tove. – Ale będzie nam was brakować.
Tove sięgała właśnie po kolejny składnik do mieszanki, gdy drzwi Zielarni otworzyły się ze skrzypnięciem. Do środka weszła rudowłosa dziewczyna.
– Kamelio! Jak dawno cię nie widziałam! – uśmiechnęła się Tove.
– Witaj! Szłam do gospody, ale po drodze spotkałam Alberta. Powiedział mi, że znajdę Lady Elaine u ciebie. Przyniosłam płaszcz dla Mony – uśmiechnęła się szwaczka.
Lady Elaine podeszła do dziewczyny.
– Już skończyłaś? Masz złote palce! Ach, jaka cudowna ta wełna – odebrała od niej zawiniątko.
– Tak, skróciłam i lekko go zwęziłam, teraz będzie w sam raz. Mona na pewno nie zmarznie w podróży. Jest tutaj? – młoda szwaczka bardzo polubiła uśmiechniętą panienkę i miała nadzieję, że ją również tu spotka.
– A skąd! – machnęła ręką Lady i westchnęła. – Znów siedzi w ptaszarni ze Svenem. Spędziła tam niemal całą zimę. Nie będę miała wyjścia, muszę znaleźć dla niej jakiegoś kruka. Inaczej gotowa mi umrzeć z rozpaczy, gdy wyjedziemy.
– Już pytałam Selenę, czy ma jakieś ptaki na sprzedaż – wtrąciła Margaret. – Mówiła, że jest kilka młodych, ale już wyszkolonych kruków, które mogłyby się nadać dla Mony.
– Tylko czy my do niej trafimy? – zatroskała się Lady Elaine. – Mówiłaś, że mieszka na uboczu, gdzieś przy trakcie na Przełęcz.
– I tak muszę ją odwiedzić, obiecałam przywieźć jej zioła i maści dla zwierząt. A do tego trochę słomy na legowiska i parę innych rzeczy. Wybiorę się razem z wami, odprowadzę was do Przełęczy.
– To wspaniale! – ucieszyła się Lady.
– Trzymaj, kochana Kamelio. Na pewno zmarzłaś po drodze – Tove podała szwaczce kubek z gorącym naparem.
– To prawda, wciąż jest zimno. I ten wiatr…
Lady Elaine rozwiązała rzemień podtrzymujący zawiniątko i rozłożyła na kolanach piękny, granatowy płaszcz. Z przyjemnością przejechała dłonią po miękkiej wełnie.
– Jaka piękna zapinka – zachwyciła się Margaret.
Gertruda przywiozła mi je zeszłej jesieni – powiedziała Kamelia, grzejąc dłonie o ciepły kubek. – Kupiła je na targu w Dębowym Grodzie. Mam nadzieję, że w tym roku znów tam zajedzie, bo z chęcią zamówię więcej.
– Od razu wpisz mnie na listę – powiedziała Margaret. – Też chcę taki płaszcz.
– Oczywiście czarny, prawda? – zaśmiała się wesoło Kamelia.
– Oczywiście, dobrze mnie znasz – przytaknęła wiedźma.
Muszę uciekać. Mam dziś jeszcze mnóstwo roboty. Kończę prząść nici na nowy materiał. Czarny – powiedziała Kamelia, odstawiając pusty kubek i mrugając wesoło do Margaret.
– Bardzo dziękuję, że przyniosłaś ten płaszcz. Jest cudowny – powiedziała Lady Elaine.
– Niech dobrze służy. Gdybyśmy się nie widziały, to życzę wam spokojnej podróży. Ale mam nadzieję, że uda mi się jeszcze zobaczyć z Moną, zanim wyjedziecie.
– Z pewnością! Na pewno przyjdziemy się pożegnać – uśmiechnęła się Lady Elaine.
– Nie mogę uwierzyć, że zima minęła – westchnęła Lady Elaine, gdy Kamelia wyszła z Zielarni. – Tak się martwię, co z Percivalem. I co się dzieje w Korundii…
– Gdyby działo się coś złego, Percival z pewnością powiadomiłby Ragnvalda – powiedziała stanowczo Tove. – Widać u nich w porządku.
– Tove ma rację – Margaret ujęła dłoń Lady Elaine. – Już niedługo spotkasz się z bratem. Nawet, jeśli trakt jeszcze nie wysechł zupełnie, podróż nie powinna zając wam więcej niż tydzień. No, może dziesięć dni.
– Dziękuję wam. Za wszystko – szepnęła Lady Elaine.
– Nie ma o czym mówić – Margaret uścisnęła jej dłoń. – Czego wam jeszcze trzeba na drogę?
– Hector i Albert zajęli się przyszykowaniem zapasów. Wszystko jest gotowe. Czekamy tylko na wieści, że Przełęcz jest przejezdna.
– Już niedługo. A ten kruk rzeczywiście jest konieczny. Musisz nam dawać znać co u was, przynajmniej co jakiś czas – uśmiechnęła się Margaret.
Wpis i więcej zdjęć znajdziesz na blogu Kamelii: Wiedźmi Świat, U kresu zimy
Discover more from Wiedźmi Świat
Subscribe to get the latest posts sent to your email.